poniedziałek, 7 listopada 2011

ten bit co tak nas wciąga

głową ponad chmury, ciałem tuż nad ziemią z ogromną niechęcią i odsłuchem uderzania korków o suchy asfalt. szum samochodów, szum liści, powiew wiatru z papierosowym dymem i delikatnym mrozem kującym w twarz. chwilami wymuszany uśmiech, maska debilki opanowana do perfekcji. przyjść do domu, w ten jakże jesienny okres, założyć sweter, wypić herbatę. trochę pozakówać, by rano wstać nic nie jeść cały dzień, zjeść zwymiotować. pragnę zmian, które są cholernie nierealne i niemożliwe. zima wielkimi krokami i głośnym oddechem zbliża się by po mału zaglądać nam do okien. okien, które często chcielibyśmy zasłaniać grubymi zasłonami , zamykać na kłódki.
nie mam pojęcia co u mnie. kocham Adriannę i kogoś, kto przestał istnieć. życia domowego nie skomentuję, oprócz tego, że mam wymażone łóżko. życie szkolne powiedzmy, że w miarę. oceny są jakie są, fakt mogłyby być lepsze. staram się schudnąć, wykonuję jakieś kosmiczne ćwiczenia.
DAJCIE MI SPOKÓJ bo do końca wyjdę z siebie i stanę obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz